Mówi się, że jesteś tym, co jesz. Jeśli to prawda, mamy powody do obaw. Duża część sprzedawanej na rynku żywności nie spełnia narzuconych norm.
Co więcej często skład danych produktów zdecydowanie odbiega od tego, który podany jest na etykiecie. Producenci artykułów spożywczych nagminnie nas oszukują, bo czerpią z tego zyski. Kara za takie nadużycia jest niewspómierna do winy. Grzywna stanowi jedynie kilka tysięcy złotych, co przy ogromnym zbycie, jest dla koncernów kwotą niezauważalną. A nawięcej traci na tym procederze nasze zdrowie.
Robiąc zakupy w supermarkecie nawet nie zdajemy sobie często sprawy, że większość produktów jest wątpliwej jakości. Potwierdzają to analizy Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Poprawne parametry fizyko-chemiczne ma tylko mała część żywności dostępnej w dużych sklepach. Największym grzechem producentów jest np. rozpęcznianie wędlin czy ryb wodą (w przypadku ryb mrożonych można mówić już niemal o sprzedawaniu samej wody). Mięso stanowi w nich niewielki odsetek. Nadużycia nie dotyczą jednak tylko braku mięsa w mięsie. Poważnym problemem jest także to, że parówki cielęce są zazwyczaj cielęce tylko z nazwy, bo przeważa w nich drób, a pasztet z królika najczęściej zrobiony jest wyłącznie z wieprzowiny.
Podobnie jest z sokami i nektarami owocowymi. Wbrew temu, co jest zawarte na opakowaniu, ilość wody w produkcie jest zbyt duża, a koncentrat owocowy to tylko niewielki procent całości. Nie lepiej jest, jeśli pod lupę weźmie się piwo. Blisko 25 proc. butelek łamie proporcje odnośnie składu. Wiele do życzenia pozostawia też jakość świeżych owoców i warzyw sprzedawanych w supermarketach.