”Zabij mnie śmiechem” miał być nowym show polsatowskim, który będzie rozbawiał do łez i wzbudzał, co najmniej taką popularność jak kultowy "Idol". Niestety – pierwszy odcinek mocno rozczarował.
Choć znany z kabaretowych popisów Kałamaga dwoił się i troił, zasiadający w jury Cezary Pazura i Jerzy Kryszak błyskali wyszukanym dowcipem, to samo Tomasz Kammel, formuła produkcji okazała się na tyle nudna, że większą oglądalność w tym samym czasie miało „Ranczo” i „Mam talent” na innych kanałach telewizyjnych. Jedyne, co przyciągnęło uwagę to w zasadzie popisy specjalistów do stand up’u i kabareciarzy, którzy są doskonale znani w Polsce. Uczestnicy wprawdzie bardzo się starali, ale wszystko wskazuje na to, że ów program nie będzie kolejnym "Idolem", przy którym ludzie pękali ze śmiechu oglądając popisy „gwiazd nie gwiazd”, zachwycali się odkryciami nowych talentów i ostrymi komentarzami jurorów.
W programie zabrakło przede wszystkim „tego czegoś”, co każe widzom przysiąść przed telewizorem i za nic w świecie się z tego miejsca nie ruszać. Może problem tkwił w słabych, nieco wymuszonych żartach Kammela, a może w tym, ze na dużym ekranie nie pojawili się Ci, którzy brali udział w castingu i nie udało im się zakwalifikować dalej. Formuła pokazywania tych, którym się tylko wydaje, że są świetni, doskonale sprawdziła się w "Idolu" – a ”Zabij mnie śmiechem” zaoferował nam już wyselekcjonowanych uczestników, którzy w dodatku szczególnie zabawni nie byli.
Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne odcinki jakimś sposobem widzów rozgrzeją i uda im się zyskać to, co ściąga przed telewizory miliony osób. W końcu sama idea programu jest świetna, więc warto byłoby ją wykorzystać.