Od dawna znany jest związek między naszym samopoczuciem psychicznym a fizycznym. Zaskakujące mogą być ostatnie wnioski naukowców - wpływ na zdrowie dorosłego człowieka mają stresy z dzieciństwa.
Za większość chorób wykrywanych w wieku średnim odpowiedzialni jesteśmy sami. Są to skutki niezdrowego trybu życia. Stres, zła dieta i brak ruchu robią swoje. Jednak nawet bez udziału tych szkodliwych czynników jesteśmy narażeni na szkodliwe wpływy. Problemy ze zdrowiem wykryte po trzydziestce, mogą mieć źródło w dzieciństwie.
Dr Karen Matthews (uniwersytet w Pittsburghu) specjalizuje się w badaniu związków między środowiskiem życia a zdrowiem. Zrealizowała projekt "Pressure", w ramach którego przez długi czas śledziła losy ponad 200 osób. Obserwacja rozpoczęła się, gdy miały one kilkanaście lat (14-16). Okazało się, iż te, które spędziły dzieciństwo w gorszych, bardziej stresujących warunkach, w dorosłym życiu szybciej zapadały na choroby. Między innymi dużo wcześniej zdiagnozowano u nich procesy miażdżycowe w naczyniach krwionośnych. Według Matthews było to spowodowane niekorzystnymi zmianami hormonalnymi, wywołanymi obciążeniami emocjonalnymi.
Ta sama zasada działa w drugą stronę. Szczęśliwe dzieciństwo ma wpływ na nasze dobre zdrowie w dorosłym życiu. Osoby, który wychowały się w stabilnym otoczeniu są mniej podatne na stany depresyjne oraz lepiej radzą sobie ze stresem. Dzięki temu unikają somatycznych powikłań psychologicznych problemów. Istotne jest, że wpływ jest obopólny - zła sytuacja dziecka jest obciążeniem dla zdrowia rodzica. Negatywny wpływ na jego organizm mogą mieć kłopoty potomka z karierą czy osobistym życiem.