Państwowy program dopłat do instalowania kolektorów słonecznych jest krokiem w stronę przemiany naszych miast na bardziej ekologiczne. Niestety szwankuje jego wykonanie.
Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej uruchomił program w czerwcu. Dzięki niemu osoby montujące kolektor mogą liczyć na to, że państwo spłaci za nie 45% zaciągniętego na tę instalację kredytu. W praktyce, gdy się uwzględni wszystkie dodatkowe koszta pożyczki oraz podatek, kwota maleje do około 30%. Jednak nadal dla inwestora jest to czysta oszczędność, z której warto skorzystać.
Jak przy wszystkich tego typu inicjatywach, uzyskanie wsparcia od rządu wymaga dopełnienia pewnych biurokratycznych wymogów, takich jak chociażby dostarczenie dokumentacji. Tutaj pojawia się problem. Chociaż NFOŚiG ocenia realizację programu bardzo pozytywnie i twierdzi, że rozwija się on lepiej niż przewidywano, to jeden z wiodących polskich producentów instalacji solarnych widzi to inaczej. Krytykuje banki, które utrudniają całą procedurę, żądając dostarczania dodatkowych dokumentów czy stawiając nowe, często absurdalne warunki. Przyczyną najprawdopodobniej jest brak kompetencji - nie znajomość zasad funkcjonowania programu.
Przedsiębiorcy zwracają uwagę również na inną niedorzeczną regulację. Zwrot za kolektory można uzyskać tylko wtedy, gdy rozpoczną one działanie maksymalnie po roku od ich założenia. Utrudnia to sytuację osobom, które chciałyby je zamontować już na etapie budowy. Jeżeli z jakichś powodów realizacja inwestycji się opóźni, stracą oni prawo do wsparcia z rządowych pieniędzy.