Postęp cywilizacyjny, a zwłaszcza handlowy ma swoje minusy. Codziennie ocieramy się o szpecące ulice reklamy, paskudne billboardy na rynkach i plakaty, które wiszą dosłownie wszędzie.
Jak z tym walczyć?
Strażnicy miejscy, policja i obywatele, którzy mają dość nachalnych, wrzaskliwych, kolorowych reklam w miastach – robią co mogą, by utrudnić plakaciarzom i reklamodawcom rozwieszanie informacji handlowych, gdzie tylko popadnie. Ale to walka zdecydowanie nierówna. Codziennie rano dziesiątki, setki, a może nawet tysiące osób rozwieszających plakaty rusza do pracy. I zmienia wygląd miasta nie do poznania.
Polskie ulice upstrzone są już nie tylko plakatami. Pojawiają się na nich zaparkowane samochody reklamowe, których grafika kłuje w oczy, świecące billboardy rozpraszające uwagę kierowców, kartonowe płyty zachęcające do zjedzenia obiadu czy gigantyczne plastikowe lody zasłaniające ludziom słońce. Im dalej w miejską dżunglę, tym więcej diabelskich pomysłów na zwrócenie uwagi.
Na usta ciśnie się pytanie: gdzie są miejskie władze, które na to pozwalają i dlaczego kar za plakatowanie miast albo nie ma wcale, albo są tak małe, że bardziej opłaca się je płacić, niż szukać legalnych miejsc wywieszania reklamy?