Zeszłoroczne działania Ministerstwa Zdrowia i policji, które doprowadziły do zamknięcia wielu sklepów z tzw. dopalaczami, będą miały swoje konsekwencje dla działających legalnie sklepów zielarskich.
Ministerstwo Zdrowia jest na etapie przygotowywania kolejnej listy produktów niedozwolonych do sprzedaży w krajowych sklepach zielarskich, co może znacząco utrudnić pracę wyżej wymienionych sklepów, a nawet doprowadzić do ich likwidacji. Do listy artykułów zakazanych, na której są już leki stosowane często przez Polaków: maść ichtiolowa (na trądzik, stłuczenia i owrzodzenia) bursztynowa (rozgrzewanie, ukrwienie i bóle mięśni) cynkowa (na trądzik i opryszczkę), rutinoscorbin (popularna witamina C), sól bocheńska i pasta borowinowa mają zostać dodane kolejne. Będą to prawdopodobnie aż 94 produkty, z których korzystamy dziś niemal na co dzień. Ministerstwo swoją decyzję tłumaczy troską o zdrowie i bezpieczeństwo obywateli.
Tym sposobem wyspecjalizowane sklepy zielarskie, które zatrudniają często wykwalifikowanych farmaceutów, staną w jednym rzędzie ze zwykłym sklepem spożywczym. Efekt jest prosty do przewidzenia: troska o dobro jednych obywateli zamieni się w biznesową klęskę innych. I choć sklepy zielarskie nie sprzedają środków odurzających, ani grożących uzależnieniem się od nich, to zostaną potraktowane jak „wróg publiczny nr 1”. Nasuwa się pytanie: czy aby nie jest to swojego rodzaju zachęcanie klientów do masowego ruszenia do aptek, zamiast do sklepów zielarskich? Aptek taki zakaz nie dotknie.