Historia emocjonującego życia Marka Zuckeberga, dziś młodego miliardera, który stworzył Facebooka i uczynił go najpopularniejszym portalem na świecie już jest w polskich kinach. I robi furorę.

To było do przewidzenia. Któż nie chciałby zobaczyć filmu o młodym, genialnym, przebiegłym, nieco socjopatycznym studencie, na którego portalu sam spędza dziś długie godziny w ciągu całego dnia? „Social Network”, czyli film o Marku Zuckerbergu zapowiadał się świetnie już w momencie jego przedpremierowych zapowiedzi. Historie młodych gniewnych, którzy w krótkim czasie z zupełnego przypadku podpartego własnym talentem robią zawrotną karierę i zarabiają miliardy – to zawsze sprzedaje się świetnie. I tu również tak jest.

Dla niewtajemniczonych, którzy żyją jeszcze filmami o karierach dzielnych wojowników, patriotach, rycerzach i bitwach sprzed lat: teraz w kinach szaleństwo robi film o młodym człowieku, który swoim niestandardowym obyciem, bezczelnością i pomysłowością, jakby nie patrzeć – doszedł na samą górę rankingu tych najbardziej znanych. A portal Facebook, który powstał krótko po tym, jak rzuciła go dziewczyna i domyślił się, że to portale o ludziach, dla ludzi i dające ludziom możliwości podglądania siebie nawzajem są przyszłością internetu – zyskał dla niego sławę.

To warto zobaczyć. I nawet jeśli postać Zuckerberga nie wzbudza ciepłych uczuć, a czasem wręcz dezaprobatę, to tej historii nie można na wielkim ekranie przeoczyć.