Depresja pourlopowa - dla niektórych taka przypadłość to absurd. W obecnych czasach jednak coraz więcej osób zapada na nią po wakacyjnej przerwie. Mamy do czynienia z kolejną chorobą cywilizacyjną.
A przyczyna jest prosta. Depresja pourlopowa wynika z szoku adaptacyjnego, jakiego doświadczają pracownicy, którzy wracają do swoich zawodowych obowiązków po długiej przerwie w pracy. Po dwutygodniowym odpoczynku, wygrzewaniu się na plaży i całkowitym oderwaniu od codzienności muszą stawić czoła szarej rzeczywistości i ośmiu godzinom za biurkiem.
Najczęściej popełnianym błędem, który prowadzi do złego nastroju i trwałego załamania dobrego samopoczucia jest rzucanie się na głęboką wodę. "Bezbolesny" okres przystosowawczy powinien trwać nawet cały tydzień. Tymczasem większość z nas nagromadzone przez czas nieobecności sprawy stara się załatwić jak najszybciej, a to przynosi zgubne konsekwencje. W ten sposób szybko wydatkujemy energię, którą kumulowaliśmy podczas urlopu. Tracimy pozytywne nastawienie, popadamy w melancholię i zauważamy objawy chandry. Przez to jesteśmy nieproduktywni.
Jak więc temu zaradzić? Po pierwsze po powrocie do biura podzielmy się wrażeniami z wakacji ze współpracownikami. Po drugie rozpocznijmy pracę na wolniejszym biegu i stopniowo wdrażajmy się w codzienne obowiązki. Po trzecie nie wymagajmy od siebie niemożliwego - po przerwie nasz organizm jest rozleniwiony i potrzeba czasu, by się przystosował. A jeśli apatyczny stan będzie utrzymywał się zbyt długo, może warto pomyśleć o nowej pracy?