Upały, susze, powodzie i zmieniający się klimat – to wszystko wpłynie na wzrost cen żywności (i nie tylko) już w ciągu najbliższego miesiąca. Jesień szykuje podwyżki w sklepach.
Rolnicy już od kilku tygodni alarmują, że przez niespodziewane anomalie pogodowe ich zbiory nie są tak duże, jak jeszcze w roku ubiegłym. Najpierw mroźna, długa zima, potem deszcze, skrajne upały i żar lejący się z nieba, wichury i powódź. Takie warunki nie służą uprawie roślin ani dużym plonom. Tegoroczne zbiory są małe, więc jak najbardziej realna jest wizja jesiennych podwyżek.
Co pójdzie w górę? Za co zapłacimy więcej?:
- chleb, bułki, wszelkiego rodzaju pieczywo (o minimum 10 groszy),
- mąka i zboża (miesiąc temu tona mąki kosztowała 460 zł, dziś kosztuje 780 zł),
- warzywa i owoce,
- masło i sery,
- nieznacznie podrożeje mięso i pasze,
- prawdopodobnie cukier.
Zapowiadane podwyżki dotkną nie tylko klientów, ale przede wszystkim producentów żywności. Pasze i surowce do upraw już podrożały, a wielkie sieci handlowe, które ani myślą podnosić ceny – naciskają od dawna producentów żywności na jak najniższe stawki. Efekt jest prosty: producent wydaje wiele na produkcję, sprzedaje tanio i prawie po kosztach – bo markety nie chcą kupić drożej, a klient końcowy (my) zapłaci i tak więcej, bo sieci handlowe narzucają dziś i tak duże marże.
Producentom żywności pozostaje więc życzyć jedynie… przeżycia. Bo nic nie zapowiada tego, że zmieni się prawo „wolnego rynku” marketowego, które ich ostatnio mocno przyciska.