Chirurgia plastyczna w naszym kraju przeżywa boom. Społeczeństwo się bogaci i coraz więcej osób może sobie pozwolić na tego typu zabiegi. Niestety ich standard nie jest przez nikogo kontrolowany.
Nie jest to niszowy problem. Do gabinetów medycyny kosmetycznej trafiają już nie tylko elity finansowe, ale też przedstawiciele klasy średniej. Szacuje się, że rocznie jest to pół miliona osób. Są operowane w coraz liczniejszych ośrodkach, przez coraz liczniejszych lekarzy, którzy specjalistami często są tylko z nazwy.
Przyczyną takiego stanu rzeczy jest brak odpowiednich regulacji. W spisie specjalizacji nie ma czegoś takiego jak "medycyna estetyczna". W praktyce wygląda to tak, że zabiegi może wykonywać każdy adept medycyny. Poza tym może on bez konsekwencji nazwać się specjalistą medycyny estetycznej, ponieważ taki termin w przepisach nie istnieje. Co więcej, w Polsce nawet kosmetyczki zabierają się za całkiem poważne zabiegi. Nie jest rzadkością posługiwanie się przez nie silnymi laserami lub przeprowadzanie głębokiego peelingu.
W chwili obecnej są podejmowane inicjatywy mające na celu uregulowanie sytuacji. Towarzystwo Medycyny Estetycznej i Anti-Aging planuje wprowadzić system certyfikacji. Będzie to oddolna inicjatywa i nie wiadomo, na ile się przyjmie i jak duży wpływ wywrze na rynek chirurgii plastycznej. Póki co utrzymuje się sytuacja, gdy o powodzeniu lekarza decydują rekomendacje przekazywane przez pacjentów, marketing szeptany oraz reklama w internecie.
Każda osoba przymierzająca się do operacji plastycznej powinna sprawdzić swojego lekarza. W końcu powierzy mu swoje zdrowie i wygląd. Najprostsza metoda to wypytanie go o posiadane certyfikaty i ukończone kursy, prośba o pokazanie odpowiednich dokumentów oraz zwrócenie uwagi na to, czy zachowuje się on w sposób fachowy - żaden prawdziwy specjalista nie będzie rozmawiał o operacji nie przeprowadziwszy dokładnego wywiadu o naszym stanie zdrowia.