Firma ACS Law od początku swojej działalności wzbudza kontrowersje. Sami podają się za strażników praw autorskich, jednak ich metody wskazują raczej na chęć łatwego wzbogacenia się.
Działają według jednego schematu - zdobywają dane internautów podejrzewanych o pobieranie pirackiego oprogramowania, muzyki lub filmów, po czym kontaktują się z takimi osobami, proponując im ugodę w zamian za odszkodowanie. Wątpliwości wzbudza niemal każdy element tej praktyki:
- jak firma wchodzi w posiadanie poufnych danych?
- jak ustalane jest podejrzenie o piractwo?
- czemu proponują ugodę i żądają pieniędzy od kogoś, komu nic nie zostało jeszcze udowodnione?
- w czyim imieniu występuje firma - swoim czy twórców i dystrybutorów?
Można powiedzieć, że czara goryczy w końcu się przelała i internauci przeprowadzili się na stronę ACS Law atak DDoS. Gdy witryna wróciła do życia, znalazł się na niej plik zawierający kopie zapasowe firmowych maili. Po ich lekturze działalność prawników wydaje się jeszcze bardziej dwuznaczna. Analiza poszczególnych przypadków sugeruje, iż to czym się zajmują stoi na granicy szantażu i wyłudzenia. Nawet w przypadkach bardzo dyskusyjnych, pracownicy ACS Law zalecają internautom zapłacenie odszkodowania. Według ich kalkulacji ponad 30% nagabywanych osób uległo groźbom. To całkiem interesujące, jeśli się uwzględni, że firma jawnie deklaruje, iż raczej nie zamierza sądzić się z domniemanymi piratami.